polishwomen.md
Muzeumbohotorswo

Władysława Prosjanaja uczennica VI klasy szkoły w Słobodzie-Raszków (Naddniestrze)

ROWEREM PO EUROPIE
Mój pradziadek, Wiktor Prosianoj, urodził się w roku 1924 we wsi Księdzowo, obecnej Słobodzie-Raszków w rejonie Kamienskim. Jego rodzice, Aleksander i Władysława Prosjanowie, mieli
dwoje dzieci.

W roku 1942, kiedy do Mołdawii przyszła wojna, mój pradziadek miał zaledwie 17 lat. Był zbyt
młody, by powołano go do wojska i dopiero po trzech latach mógł wziąć udział w walkach. Do tego
czasu Mołdawię już oswobodzono od nazistowskiego najeźdźcy, wojska sowieckie kontynuowały boje,
wyzwalając kraje Europy. Jako Polak, Wiktor Prosjanoj został wcielony do Wojska Polskiego1 . Służył
w batalionie strzelców, rzuconym na pierwszą linię frontu.

Ze wszystkich opowieści pradziadka najbardziej zapadł mi w pamięć jeden epizod –
wyzwolenie obozu koncentracyjnego w Majdanku2 . Oddział mojego przodka brał czynny udział w
tym wydarzeniu. Ofensywa Armii Czerwonej była tak dynamiczna, ze naziści nie zdążyli zatrzeć
śladów swych przestępstw i żołnierze, wyzwalający obóz, ujrzeli na własne oczy wszystkie dowody
masowych mordów. To było jak fabryka śmierci: więźniów prowadzono do łaźni, myto, strzyżono,
zabijano. Włosy ludzkie przeznaczano do wypchania materaców, ciała wrzucano do pieców i palono.
Ludzki tłuszcz ściekał do beczek, a metal ze sztucznych zębów zbierano oddzielnie. Nawet popiół z
ludzkich kości wykorzystywano – do nawożenia pól…

Po wejściu na teren obozu, strzelcy otworzyli drzwi baraków. Z wnętrza wychodziły setki
wyczerpanych ludzi. Nie byli oni nawet podobni do istot ludzkich – zostały z nich ledwie skóra i kości.
Krzyczeli, płakali, obejmowali ramionami żołnierzy, którzy przynieśli im wolność.
Inne wspomnienie pradziadka związane było z… rowerami. W owych czasach, gdy Armia
Czerwona nacierała prędko, by nie pozwolić Niemcom umocnić się na pozycjach, żołnierze
pokonywali dziennie na piechotę po 40-50 km, zasypiając często w czasie marszu. Dowództwo zarządziło, aby strzelcy pokonywali drogę na rowerach, których w Europie było pod dostatkiem.
Oddziałowi mego pradziadka było dzięki temu o wiele lżej.

Mego przodka odznaczono za forsowanie Odry i Wisły. Ponadto otrzymał polski Krzyż
Walecznych. Wiktor Prosjanoj nie lubił wspomnień o wojnie, zawsze były one dla niego zbyt straszne.
Mówił zawsze: „To było prawdziwe piekło!”, a w jego oczach pojawiały się łzy.

Wiktor Prosjanoj ożenił się w roku 1948, doczekał się piątki dzieci, ośmiorga wnucząt i
sześciorga prawnucząt. Zmarł w roku 2012, w wieku 88 lat. 1 I Polska Armia (Wojsko Polskie) była
sformowana w marcu 1944 rю na bazie polskiego korpusu, który z kolei utworzono w sierpniu 1943   r.
z I Polskiej Dywizji Piechoty im. Tadeusza Kościuszki. W stanie osobowym armii znaleźli się nie tylko
Polacy, ale i obywatele sowieccy polskiego pochodzenia. 2 Majdanek – obóz zagłady utworzony przez
Trzecią Rzeszę na przedmieściach Lublina. Obecnie znajduje się tam muzeum. Obóz został
zlikwidowany przez Armię Czerwoną 22 czerwca 1944 r.


PIOSENKA
Mój drugi pradziadek, Piotr Sajewski, poszedł na wojnę jako bardzo młody człowiek, w wieku
zaledwie 18 lat.

… Oddział maszeruje. Nad polami wisi mgła, budzi się cichy, wrześniowy dzień. Żołnierze w
pełnym rynsztunku idą na strzelnicę, położoną 10 kilometrów od obozu. Operator karabinu
maszynowego, starszy kapral Piotr Sajewski maszeruje w drugim rzędzie, ramię w ramię ze swym
numerem drugim – starszym szeregowcem Sidorowem. Obok – pomocnik dowódcy drugiej drużyny,
młodszy sierżant Zacharko, który dołączył do oddziału kilka dni temu. Idą wszyscy razem nie dlatego,
że są równie wysocy, ale dlatego, że Piotr Sajewski już dawno jest głównym śpiewakiem oddziału. Jak
tylko kolumna rusza, intonuje piosenkę o swojej armii, ulubioną pieśń strzelców, którą śpiewają
walcząc w całej Europie.

W słowach pieśni rozbrzmiewają nazwy wielu miast i wsi oswobodzonych podczas ofensywy.
Kto był autorem słów? Może sam Sajewski? Nie, on tylko ją intonował, śpiewał podczas wszystkich
dalekich marszów po szerokich i wąskich szlakach wojny.

I znów przed jego oczami staje podkarpackie pole, gdzie po raz pierwszy zabił
nieprzyjacielskiego żołnierza. Był wówczas z nim strzelec, starszy szeregowy Kotrejczuk. Kotrejczuk
był doświadczonym zołnierzem, a Sajewski – bardzo młodym poborowym, który poszedł na wojnę po
wyzwoleniu rodzinnej Mołdawii. Towarzysze broni opowiadali o Stalingradzie, o bitwach, w których
uczestniczyli. Piotr Sajewski trochę wstydził się nazywać się gwardzistą, mieć stopień podoficerski,
który inni opłacali własną krwią. Dlatego też rwał się do walki.

Przed szturmem Budapesztu odbywał się nocny zwiad. Sajewski i Kotrejczuk znaleźli się w
grupie, która miała za zadanie pojmanie „języka”. Mieli ubezpieczać zwiadowców. Do dyspozycji
mieli ręczny karabin maszynowy z dwoma magazynkami. I gdy zwiadowcy wwiązali się w potyczkę z
Niemcami, amunicja do karabinu skończyła się bardzo szybko. Grupa zwiadu otrzymała pomoc, lecz
samym ubezpieczającym pora była się wycofać. Niemcy podeszli niemal do ich pozycji. Kotrejczuk
został raniony. Sajewski cisnął w stronę wroga dwa granaty, zarzucił sobie towarzysza na plecy i
zaczął go nieść razem z karabinem. Zwiadowcy już dawno skryli się za wzgórzem, a Sajewski wciąż
szedł i szedł, nie zatrzymując się nawet na moment. Poprzez ogień i dym niósł rannego towarzysza
broni na spotkanie życia.

Omijały go odłamki i kule, doniósł Kotrejczuka do najbliższego punktu sanitarnego. Ranny
przywołał go wzrokiem do siebie: „Weź piosenkę…”. I więcej już niczego nie powiedział. Kilka minut
później już nie żył. Piosenkę śpiewa teraz cały oddział…

Kotrejczuk nie był poetą, ale lubił wiersze i chciał napisać pieśń, w której słowach zawarty
byłby cały bojowy szlak oddziału. Sajewski zatrzymał tekst napisany przez poległego kolegę. Nad
utworem pracowało potem wielu ludzi – poetów i kompozytorów. Niemniej zamysł żołnierza pozostał
niezmieniony. Piosenki nauczyli się wszyscy i, kiedy dobiegła końca ostatnia bitwa na obcej ziemi,
kapral Sajewski, idąc ku swej drużynie, pierwszy zaintonował jej melodię.

Oryginał tekstu pozostał w kieszeni Sajewskiego. Papier wytarł się z biegiem czasu, zatarły się
litery, ale niektóre zwrotki można jeszcze było przeczytać…

Jestem dumna ze swoich pradziadków. Wciąż groziła im śmierć, lecz odważnie walczyli z
Niemcami i marzyli o zwycięstwie. Na zawsze zostawili ślad i tęsknotę w moim sercu..
Nigdy ich nie zapomnę!
„

źródło: Pismo Polaków w Mołdawii "Jutrzenka" ( www.jutrzenka.md